+1
niciej 18 lipca 2016 21:35
Krótka relacja z narciarskiego weekendu we Włoszech

Na wyjazd na narty w okolice Bergamo zbieraliśmy się od paru lat – kilkukrotnie mieliśmy już nawet bilety, ale zawsze ktoś z drużyny coś zawalił na studiach – i trzeba było weryfikować plany (był to czas biletów po 4 zł w Wizzie, więc łatwiej było to przełknąć) Czas płynie, wizz podniósł taryfy, a my nieco nasze loty na studiach. I tak zakupiliśmy bilety na grudniowy weekend – 12.12- 15.12.2014 (GDN-BGY 2x39 zł).

Wyjazd dość krótki, koszty przewozu sprzętu – duże. Wypożyczenia na miejscu? Jeszcze większe. Decydujemy się więc spakować cztery komplety sprzętu (2 narciarskie, 2 snowboardy) w jeden wielki wór. Szybka lektura regulaminu Wizza – powinno być ok, maksymalne wymiary bagażu mają chyba tyle co drzwi do luku, wagowo – max. 32 kg – musimy zostawić jedną parę butów narciarskich w domu.
Na lotnisku budzimy powszechną wesołość. Pani w checkinie dziwnie sią patrzy na rzucone na taśmę „zwłoki”… Waga pokazuje 31,5 kg, więc daje nam tylko do podpisania jakiś cyrograf o odpowiedzialności za bagaż i tyle. Przed wejściem do samolotu ktoś z nas musi jeszcze założyć kask – nie może być przypięty do podręcznego. Nie ma problemu, będzie bezpieczniej w samolocie.

W Bergamo lądujemy około 20:00. W centrum zainteresowania oczywiście nasz bagaż – pojawia się jako pierwszy i ma problem z wyjechaniem na taśmę – jest na tyle obszerny że nie mieści się w zakręcie.

Image


-Morte? Morte? – pytają zaciekawieni Włosi…


Image


Przy odbiorze samochodu czeka nas niespodzianka – braliśmy jedno z tańszych aut w Firefly (Ford Fusion or similar). Dostajemy Forda Focusa w kombi – składamy jedno siedzenie i nasz „morte” mieści się idealnie. Jedziemy jeszcze na wieczorne zwiedzanie Bergamo.

Image

Image

Wracamy na krótką nockę na lotnisko. O 5:30 ruszamy w kierunku Seghetto (niecałe 200 km) – tam mamy zaklepany nocleg na airbnb. To korzystna lokalizacja – kilka kilometrów do ośrodka w Bormio i około 30 do Livigno.

Image

Zdjęcia na airbnb nie były zbyt dokładne, widok na miejscu dość mocno nas zaskoczył. Zastajemy równie duży co wiekowy ponury budynek. Próbujemy dzwonić do gospodarza, pukamy, cisza. Otwieramy skrzypiące drzwi – wszystko otwarte, wewnątrz żywej duszy. Niezły klimat!

Image

Image

Po chwili przychodzi jednak sympatyczny gospodarz i oprowadza nas po budynku. Wcześniej stał on zupełnie pusty – w środku jest chyba zimniej, niż na zewnątrz. Może nie brzmi zachęcająco – ale nam się bardzo podobało, niepowtarzalny klimat. Nieco bardziej przyjazny po rozpaleniu pieca.

Image

Image

Image


Ok, zrzucamy bagaże, jedziemy na narty. Trochę z niepokojem – bo w Seghetto śniegu mocne zero.
Sporo okolicznych ośrodków jest jeszcze nieczynnych (za nisko położone, np. Isolaccia - Valdidentro – San Colombano, Santa Caterina – czynna jedna trasa) Na dole wyciągów w Bormio sytuacja wygląda tak:

Image

Image


Ale powyżej stacji Bormio 2000 warunki okazują się być naprawdę dobre. Nie ma tłoków na trasach ani kolejek do wyciągów. Najlepsze warunki na trasie ze szczytu do krzesełka Valbella. Trochę mgły, ale jest super!

Image


Drugiego dnia ruszamy w kierunku Livigno. Na stokach sporo ludzi, na bezcłowych stacjach benzynowych jeszcze więcej.
Samochód parkujemy w Trepalle. Wjeżdżamy krzesełkiem na Mottolino, by przedostać się na drugą stronę, gdzie jest więcej tras do objechania (można przejechać się na drugą stronę miasta – i drugą część wyciągów bezpłatnym skibusem) Z krzesełka, na lewo od wyciągu dostrzegamy… rozbity samolot. Trochę poza trasą, ale mocno trawersując udaje się nam do niego dotrzeć. Dookoła świeży puch – więc jesteśmy pierwszymi zdobywcami;) Nie mam pojęcia skąd się tam wziął – może miał być elementem jakiegoś powstajacego snowparku?

Warunki w Livigno przyjemne – bardzo dobre sztuczne naśnieżanie, lepsze niż w Bormio. Ale też więcej ludzi - tłoczno zwłaszcza po stronie Carosello. I chyba łatwiej tu porozumieć się po polsku niż po włosku;)

Image

Image

Image

Image


Wieczorem spacer po Bormio. Spokojnie i klimatycznie, choć bez fajerwerków.

Image

Trzeci dzień to znowu jazda w Bormio. Śniegu wystarczająco, swoje treningi ma sekcja narciarska z Politechniki Gdańskiej – można spróbować swoich sił na tyczkach. Zwijamy się nieco wcześniej, bezpośrednio ze stoku ruszamy na lotnisko. Zapas czasowy dość bezpieczny – tak nam się przynajmniej wydaje. Droga jednak mocno się korkuje, ciśnienie nam się podnosi, finalnie jednak na nieco ponad godzinę przed lotem jesteśmy na parkingu wypożyczalni. Wrzucamy sprzęt do wora i biegiem na lotnisko.

Image

Image

Pani w checkinie dopytuje się o zawartość bagażu. –Narty – nieopatrzenie się chwalimy. – O nie, nie, musicie wykupić bagaż sportowy – gasi nas urzędniczy ton. Czas nas goni, zaraz mogą zamknąć checkin, a tu taki klops. Obstajemy przy swoim, pani też, mała awantura. W końcu pani dzwoni gdzieś wyżej – i sprawa się rozwiązuje. Skończyło się na stresie, sprzęty wrócą do Polski:). I już na spokojnie idziemy do kontroli bezpieczeństwa. Uff, udało się…

Podsumowanie:
Loty: GDN-BGY 2x39 zł RT
Bagaż: 70 zł (ok. 280 zł w dwie strony do podziału na 4 osoby)
Samochód –ok. 490 zł
Noclegi - https://www.airbnb.pl/rooms/1272330 - skorzystaliśmy z dostępnych wówczas kodów zniżkowych, koszt 2 eur/doba
Paliwo – ok. 160 zł – tankowaliśmy w strefie bezcłowej w Livigno
Karnety: Kupowaliśmy karnety jednodniowe – o dziwo kosztowały tyle samo co karnet 3 dniowy. Koszt karnetu 23 EUR/dzień z racji niskiego sezonu
Łącznie koszt na os.: ok. 330 + karnety : 3 x 23eu (czyli około 630 zł/os)

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

sherif14 19 lipca 2016 00:08 Odpowiedz
Fajna historia z tymi "zwłokami":)